Pamiętajcie naszą wyprawę Dookoła Europy z 2014 roku, kiedy to przemierzaliśmy dawne Austro-Węgry szukając śladów Habsburgów, ale przede wszystkim dzielnego wojaka Szwejka? Wtedy bardzo chcieliśmy przejechać trasę, którą Szwejk dostał się na front wschodni, w taki sam sposób, jak on lata temu. Nie było nam to jednak dane, gdyż ta część linii kolei galicyjskiej była nieczynna i gdyby nie pomoc pewnego przemiłego Słowaka z Paloty pewnie jeszcze długo błąkalibyśmy się po Bieszczadach 🙂
Znacie takie powiedzenie: “uważaj o czym marzysz, bo marzenia czasem się spełniają”? Nieoczekiwanie w tym roku dzięki podkarpackim przewozom regionalnym spełniło się nasze marzenie z tamtego czasu – mogliśmy przejechać granicę polsko-słowacką pociągiem!
27 sierpnia 2016 roku pasjonaci z portalu Kochamkolej.pl przy współpracy z Przewozami Regionalnymi oraz z Urzędem Marszałkowskim zorganizowały promocyjny pierwszy po 14 latach przejazd na Słowację. Trasa wiodła z Rzeszowa galicyjską linią kolejową przez m.in. Jasło, Krosno, Sanok, Zagórz, Łupków aż do słowackich Medzilaborec. W programie wycieczki zaplanowano nie tylko przejazd w obie strony, ale również zwiedzanie miasta, w tym muzeum słynnego Andy Warhola oraz piknik i wiele koncertów.
Początkowo planowaliśmy dołączyć do wyprawy w Sanoku, gdyż tam dotarł wojak Szwejk, jednak ze względu na bardzo duże zainteresowanie wycieczką istniało ogromne prawdopodobieństwo, że na tej stacji będziemy już mogli tylko pomachać pociągowi z peronu. Jak się później okazało, mimo że dużo wcześniejszy, wyjazd z Rzeszowa był najlepszą decyzją!
W dniu wyjazdu zameldowaliśmy się na dworcu w Rzeszowie pół godziny przed odjazdem pociągu.
Błyszczał już tam w słońcu nasz „Bieszczadzki żaczek”, który w wakacje kursuje na trasie Rzeszów – Łupków, czyli do ostatniej miejscowości przed słowacką granicą. Dla niego więc ta pierwsza zagraniczna podróż była nie lada przeżyciem 🙂 Zwłaszcza, że mimo wczesnej pory prawie wszystkie miejsca siedzące były już zajęte, a podekscytowanych podróżnych nadal przybywało. Punktualnie o godz. 06:30 prawie pełny „Żaczek” odtrąbił swój odjazd ze stacji Rzeszów Główny. Przed nami 5 godzin jazdy do słowackich Medzilaborec. Mijały kolejne stacje, wycieczkowiczów przybywało, a na krośnieńskim peronie czekała bardzo liczna grupa.
„Bieszczadzki żaczek” pokazał na co go stać!!! Mimo że przepełniony do granic swoich możliwość dzielnie przyjmował wpychających się na siłę i wbrew zdrowemu rozsądkowi podróżnych. Jednak i on nie jest z gumy. Większa część osób musiała zostać na peronie w Krośnie. Natomiast w Sanoku już chyba nikomu nie udało się wcisnąć do pociągu.
No i zaczęły się narzekania. Ci, którym nie udało się wsiąść do pociągu – „nie byle jakiego” zresztą 🙂 – narzekali, że nie ma miejsca, ci którzy wsiedli narzekali na tłok i ścisk. Pojawiały się niezbyt miłe porównania do okrutnych pociągów z czasów II wojny światowej. A przecież wciskaliśmy się do pociągu praktycznie dla własnej przyjemności i chęci uczestniczenia w tym wydarzeniu. Do tych najbardziej narzekających jakoś nie docierał fakt, że znaleźli się tu z własnej nieprzymuszonej woli.
Malkontenci nawet nie zauważyli, że po Sanoku pociąg trochę zwolnił, dzięki czemu mogliśmy podziwiać mijane krajobrazy, które z kilometra na kilometr zachwycały nas coraz bardziej. Jechaliśmy wąwozami, mijaliśmy pola i łąki otoczone zielonymi Bieszczadami. Na wzgórzu ujrzeliśmy mały cmentarzyk oddalony od wszelkich oznak cywilizacji. Czy kiedyś tu była wioska? Nie widać żadnych zabudowań, wokół tylko łąki i lasy. Mijaliśmy też stada pasących się owiec – piękny widok. Już wiemy, gdzie należy się wybrać po prawdziwy oscypek 🙂 Zauważyliśmy, że tu życie toczy się w swoim tempie, a tego tempa wcale nie widać…
Podziwiając piękne widoki dojechaliśmy do Łupkowa – ostatniej stacji przed granicą polsko-słowacką, gdzie przywitano nas chlebem i solą. Dosłownie! Na peronie przywitali nas przemili mieszkańcy i stoły zastawione regionalnymi smakołykami. Był pyszny chleb, domowy smalec i smalec z rydzami, rewelacyjny ser z kminkiem, a do tego kiszone ogórki. Było również domowe ciasto. Mieszkańcy Łupkowa pokazali swoją słynną bieszczadzką gościnność w pełnej krasie!!! Wszyscy podróżni, chociaż było nas dużo więcej niż się spodziewano, zostali nakarmieni, a przysmaków i tak jeszcze zostało 🙂
Na stacji można było zapoznać się też z innymi atrakcjami regionu w punkcie go promującym. Bo Bieszczady to nie tylko pyszne jedzenie, ale również bogata kultura, historia i unikalna przyroda.
Po krótkim postoju „Bieszczadzki żaczek” ruszył w dalszą drogę – już na stronę słowacką. Ciekawostką jest to, że tu granica między Polską a Słowacją znajduje się w słynnym tunelu Pierwszej Węgiersko-Galicyjskiej Kolei, oddanym po raz pierwszy do użytku w 1874 roku! Po ostatnim zawieszeniu pasażerskich połączeń kolejowych między Polską a Słowacją tunel pod Przełęczą Łupkowską stanowił atrakcję turystyczną, fotografowaną z każdej możliwej strony. Teraz w końcu, po latach przerwy, mogliśmy poczuć się jak wojak Szwejk i przejechać tunel prawdziwym pociągiem 🙂
Po stronie słowackiej nadal towarzyszyły nam piękne widoki, które tym razem zauważyły również osoby bardzo niezadowolone z warunków podróży. Zwłaszcza, że zostało tylko pół godziny i nareszcie mogliśmy wysiąść na stacji Medzilaborce Mesto.
Medzilaborce nie należą do uroczych miasteczek. Wyglądają jak wiele postkomunistycznych miast w dawnych krajach demoludu. Już stacja kolejowa, na której wysiedliśmy, nie prezentowała się zbyt okazale. Jest to stary, zrujnowany budynek. Co prawda w Medzilaborcach są dwie stacje kolejowe i drugi przystanek jest w o wiele lepszym stanie, ale ze stacji Mesto bliżej nam było do głównych atrakcji, które przygotowali dla nas gościnni mieszkańcy.
Medzilaborce mają coś, czego mogą pozazdrościć im inne miasta – mają ducha Andy Warhola i pierwsze w Europie muzeum jego i jego rodziny. Skąd pomysł, żeby w tak mało znanym mieście utworzyć muzeum upamiętniające króla pop-artu? Otóż okazało się, że mimo iż urodzony w Ameryce artysta jest ściśle związany z tym właśnie regionem. Stąd bowiem, z nieopodal położonej wsi Miková, pochodzili rodzice Andy’ego, a właściwie Ondrieja Warholy, którzy wyjechali do Pittsburgha w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Tam zmienili nazwisko na Warhol i tam przyszło na świat trzech ich synów. Najmłodszym z nim był Andy. Był też najbardziej chorowity i najbardziej związany z matką, po której odziedziczył talent plastyczny. Te i wiele jeszcze innych ciekawostek z życia artysty dowiedzieliśmy się od przewodniczki oprowadzającej nas po Muzeum Sztuki Nowoczesnej Andy Warhola.
Nie spodziewaliśmy, że muzeum w takim miejscu może mieć tak duże i ciekawe zbiory, a przede wszystkim zaskoczyła nas ilość prac artysty. Widać, że mieszkańcy bardzo dbają o to, aby rozsławić swojego rodaka i jego pochodzenie. Jeżeli będziecie w okolicy naprawdę warto poświęcić trochę czasu na zwiedzenie muzeum, koniecznie z przewodniczką. Tylko tutaj dowiecie się tylu ciekawych rzeczy na temat Andy Warhola, jego twórczości, pochodzenia i rodziny.
Medzilaborczanie uczestników wycieczki potraktowali po królewsku. W drzwiach muzeum witał nas sam burmistrz miasta, który każdemu osobiście wręczał wejściówkę w postaci opaski. A wstęp do muzeum i oprowadzanie przez przewodnika były w cenie biletu kolejowego.
Zwiedzanie muzeum nie było jedyną atrakcją, jaka na nas tutaj czekała. Naprzeciwko wyjścia muzeum, na wzgórzu pięknie bieliła się w słońcu prawosławna cerkiew pod wezwaniem Świętego Ducha, którą również mogliśmy zwiedzić. Tutaj też czekała nas niespodzianka, bo historię cerkwi oraz prawosławny obrządek i zwyczaje przybliżył nam sam duchowny prawosławny. Była to bardzo pouczająca lekcja kulturoznawstwa.
Niedaleko dworca Medzilaborce Mesto znajduje się też mini skansen, w którym mogliśmy obejrzeć dawne bieszczadzkie chaty, zagrody oraz cerkwie. Wszystkie budowle mimo że w miniaturze, zostały bardzo wiernie odtworzone.
Jednak niespodzianki przygotowane przez gościnnych Słowaków nie dotyczyły tylko strawy duchowej. Po zwiedzeniu najważniejszych punktów miasteczka zostaliśmy zaproszeni na piknik do amfiteatru. Dla wszystkich uczestników wycieczki przygotowano kiełbaski z grilla, chleb oraz słynne słowackie napoje, czyli piwo i naszą ulubioną kofolę. A klimatu piknikowi dodawała słowacka muzyka góralska na żywo.
I to jeszcze nie był koniec atrakcji! Gdy już zaspokoiliśmy głód i pragnienie rozpoczęła się część artystyczna. Na początek wystąpiły najmłodsze cheerleadreki, a po nich nastąpiło uroczyste powitanie nas przez oficjeli miasta. Najbardziej ucieszyło nas to, że taka wyprawa nie będzie jednorazowa. Okazało się, że ta wycieczka jest początkiem współpracy regionów i od przyszłych wakacji pociąg łączący Polskę i Słowację będzie kursował regularnie pod nazwą nomen omen – SZWEJK 🙂 Ta wiadomość bardzo nas ucieszyła, gdyż pozwoli to wielu osobom odkryć uroki nie tylko Medzilaborec, ale też okolic miasta, które mają bardzo wiele do zaoferowania.
Uroczystości zakończyły występy słowackich i polskich artystów, a wisienką na torcie był występ słowackiego zespołu ABBA Show.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Spędziliśmy w gościnnych Medzilaborcach pięć godzin i trzeba było wracać do Polski, bo przed nami była dość długa trasa do Rzeszowa.
Mimo ścisku w pociągu uważamy, że wycieczka była bardzo udana, a pomysł na taką atrakcję na sam koniec wakacji przedni. Taki pociąg wyruszy w tym roku jeszcze raz 24 września i bardzo żałujemy, że wtedy nie będziemy mogli nim pojechać. Czekamy z niecierpliwością na regularne połączenia na tej trasie. Mamy niedosyt gościnnej Słowacji i z pewnością jeszcze wybierzemy się tutaj pociągiem o nazwie „Szwejk”! 🙂