Większości podróżników Węgry zapewne kojarzą się z błękitnym Dunajem, jeziorem Balaton czy zabytkami imponującego Budapesztu oraz może kilku innych mniejszych historycznych miejscowości. Jest jednak w północno-zachodnich Węgrzech malutka miejscowość, niesłusznie pomijana, aczkolwiek zasługująca na uwagę poszukiwaczy ciekawych miejsc w Europie.
Wyjątkowość miejscowości Kocs wyraża się nie mniej, nie więcej w tym, że jej nazwa jako jedyna w języku węgierskim dała początek słowu, istniejącemu w prawie wszystkich europejskich językach, ale nie nawiązującemu do Węgier bezpośrednio, jak papryka, tokaj czy gulasz. W słowniku etymologicznym języka polskiego Aleksandra Brücknera (1927) kocz przedstawione jest jako słowo europejskie, po francusku coche /kɔʃ/, po angielsku – coach /kəʊtʃ/, po niemiecku – Kutsche /ˈkʊtʃə/, po chorwacku kočija /kǒtʃija/, po czesku – kočár, po słowacku – koč, po niderlandzku – koets, po katalońsku – cotxe i po włosku – cocchio.
Słowo to zachowało znaczenie oryginalne w większości języków: ‘wóz’ czy ‘pojazd’ czterokołowy. W niektórych językach dało początek innym słowom, na przykład woźnica po rosyjsku ку́чер (kúčer) od niemieckiego Kutscher (kocsis po węgiersku), lub też coach w znaczeniu związanym nie tylko z powożeniem (lub współczesnym: autokar), ale i późniejszym pojęciem coaching. Dodajmy, że dziś to słowo w znaczeniu pojazd normalnie funkcjonuje również, na przykład, w języku hiszpańskim coche /ko.tʃe/, podobnie jak na Węgrzech. Ciekawe przy tym, że sama nazwa Kocs pochodzi z kolei od tureckiego imienia. Zostawmy jednak zawiłości lingwistyczno-etymologiczne.
Kocs znajduje się mniej więcej w jednej trzeciej drogi z Budapesztu do Wiednia w dolinie między górami Gerecse i Vértes. Dzięki temu strategicznemu położeniu mieszkańcy nie tylko Kocs, ale i całego regionu Komarom oraz Győr trudnili się już od średniowiecza produkcją powozów oraz lekkich pojazdów resorowanych. Byli nie tylko kołodziejami czy stelmachami, zajmowali się również – zanim na dobre rozpowszechnił transport kolejowy – przewożeniem na dalekie odległości różnych towarów na ciężkich wozach tam, gdzie nie można było dostarczyć towarów po wodzie. Dlatego samo słowo kocsi czy pochodzące od niego słowa w średniowiecznych źródłach historycznych oznaczają również często woźnicę, co pewien typ pojazdu.
Jeżeli chodzi o cały region, komitat Komárom-Esztergom, do którego administracyjnie przynależy Kocs, jest również bardzo ciekawym miejscem. Pierwszą część nazwy dała miejscowość podzielona na pół nie tylko przez rzekę, ale jeszcze kilkanaście lat temu przez granicę państwową między Słowacją a Węgrami, bowiem z jednej strony jest Komárom, a z drugiej – słowackie Komárno. Jest to malutkie miasteczko, które przed przystąpieniem Węgier do UE i strefy Schengen było miasteczkiem nadgranicznym. Stolicą komitatu jest przemysłowa, górnicza Tatabánya z ok. 70 tys. mieszkańców. Dwa razy mniejszy jest słynny Ostrzyhom (Esztergom, druga część nazwy komitatu), jedno z najstarszych miast węgierskich, stolica arcybiskupia prymasów Węgier. Trochę mniejsza jest równie dawna miejscowość Tata z przepięknym zamkiem nad Jeziorem Starym. Natomiast Kocs jest malutką wioską, zamieszkałą przez zaledwie trzy tysiące osób, bardzo jednak dumnych ze swojej długiej historii – pierwsza wzmianka o Kocs pochodzi z 1217 roku – a także z przynależności Kocs do kręgu tak zwanego Hungarikum, czyli rzeczy, utworów, wydarzeń, zjawisk znanych na całych świecie, a mającym źródło na terenie Węgier, w materialnej czy duchowej kulturze węgierskiej.
Mimo że Kocs znajduje się blisko trasy z Budapesztu do Wiednia, dość trudno dotrzeć tam bez samochodu. I chociaż swoją podróż na Węgrzech zaczęliśmy na lotnisku w Budapeszcie, wcześniejsze ustalenia i kontakty z lokalnym ośrodkiem kultury pozwoliły nam bezproblemowo zaplanować cały dzień na wizytę w tym ciekawym, i jak się okazało niezwykle gościnnym miejscu. Z dworca kolejowego Déli regionalnym pociągiem relacji Budapeszt – Győr w ciągu zaledwie półtorej godziny można dotrzeć do wspomnianej wcześniej miejscowości Tata.
Można też wysiąść w większej Tatabáni, skąd kursują autobusy, zatrzymujące się w Kocs. Jeden przystanek dalej w Tata zostaliśmy powitani przez przesympatyczną Erikę, która jest nie tylko pracowniczką ośrodka kultury w Kocs i szczerą entuzjastką tego miejsca, ale nawet ochotniczką miejscowej ochotniczej straży pożarnej i jedną z głównych organizatorek corocznego Międzynarodowego Festiwalu Pchania Wozów – Nemzetközi Kocsitoló Fesztivál – odbywającego się z reguły na początku lipca.
Znajomość z wioską oraz jej życzliwymi gospodarzami zaczęła w ośrodku kultury od przepysznego obiadu składającego się z regionalnych dań tradycyjnych, czyli dobrze przyprawionego, nawet ostrego jak na polskie podniebienia domowego gulaszu, tócsi (placków ziemniaczanych z czosnkiem) oraz dödölle (klusków ziemniaczanych z twarogiem i śmietaną). Etnograficzny wątek został przedłużony w małym muzeum powozów w Kocs, które zostało założone w 2005 roku przez śp. Katę Panyik, etnografkę z Muzeum Kuni Domokos w Tata.
Dumą muzeum jest dokładna replika wozu z Kocs zrobionego z takich materiałów, jakie wykorzystywano w XV wieku. W muzeum znajduje się również szereg innych powozów, wykorzystywanych również do pchania podczas festiwalu Nemzetközi Kocsitoló Fesztivál. Jest on sposobem na promocję wioski jako miejsca niezwykle ważnego w historii Węgier i Europy oraz przyciągnięcia co roku coraz większej liczby turystów. W wyścigach (czy też inaczej pchaniu) powozów podczas turnieju na Nemzetközi Kocsitoló Fesztivál sam Kocz wygrał od 1999 roku tylko raz.
Również w muzeum można zobaczyć wszystkie urządzenia, za pomocą których kołodziej i kowal pracowali nad produkcją wozów, a rymarz – nad produkcją siodeł. Przy okazji przewodnik opowie o miejscowej legendzie, zgodnie z którą jeżeli kowal nie sprzątał swojego miejsca pracy, w nocy w domu jego rodzina słyszała straszne dźwięki z piekła rodem, dopóki nie zrobił porządku w kuźni.
Z XIX wieku również pochodzi półlegendarna historia o dzwoneczkach z Kocs. Mieszkało bowiem w miasteczku szczęśliwe małżeństwo, ale żona zachorowała na jakąś ciężką, długą chorobę. Mąż gorąco się modlił o rychłe uzdrowienie ukochanej małżonki i w jednej z modlitw przyrzekł, że jeżeli Pan Bóg uzdrowi ją, on zawiesi tysiące dzwoneczków na swoim koniu i przejdzie się na tym koniu od kościoła jako najwyższego punktu przez całą miejscowość do centrum. Żona wyzdrowiała, a mąż spełnił swoje przyrzeczenie. Dzwoneczki w czasie pierwszej wojny światowej zostały przetopione na kule, a pozostałe – ze względu na brak dużego dzwona – były wykorzystywane przez prezbiterów czy zakrystianów jako znak do mszy. Dzwoneczki – co prawda ceramiczne – można nabyć w Kocs jako pamiątkę.
W budynku, gdzie rezyduje wójt Kocs, znajduje się również tak zwany „wiejski dom”, biblioteka i sala widowiskowa. Jest nawet lokalna telewizja, której dziennikarka chwaliła się korzeniami polskimi, prapradziadkiem Władysławem Malinowskim, który trafił na Węgry przy okazji jednego z powstań.
Istnieje dużo legend dotyczących historii wozu z Kocs. Miejscowość Kocs w późnym średniowieczu była jednym z ważnych przystanków na szlaku handlowym z Budy do Wiednia dla handlarzy bydłem oraz dyliżansów poczty konnej. Kilka razy była oblężona i zdobyta przez Turków (koniec XVI i koniec XVII ww.), co doprowadziło w pewnym momencie do upadku miasteczka i przeniesieniu się rzemieślników m. in. do pobliskiego Komárom.
Festiwal Pchania Wozów w Kocs
Ciekawe, że specyficzny lokalny dialekt języka węgierskiego – badany na początku XX wieku, zanim po drugiej wojnie światowej sprowadzili się tutaj uchodźcy z Transylwanii z własną odmianą języka – pozwolił historykom stwierdzić, że lokalni mieszkańcy pochodzą od dawnych Kumanów, Plautów czy też Połowców, którzy owszem przyszli tutaj z historycznego regionu Małej Kumanii (Kiskunság) niedaleko Szegedu, jednak oryginalnie pochodzili ze wschodnich stepów i schronili się na Węgrzech w XIII wieku uciekając przed Mongołami. Mimo nomen omen KOCZowniczych powiązań wozu węgierskiego, pod nazwą kocsi pojawił się on dopiero w źródłach z końca XVI wieku, a został odpowiednio opisany oraz narysowany kilkadziesiąt lat później (książka Jeremiasza Schemela z Augsburga, 1568).
Ogólnie wynalezienie kocsi było przypisywane różnym ludziom, w tym też znanym i wybitnym jak królowie Laszlo Kun z czasów nawały mongolskiej czy Maciej Corwin Sprawiedliwy z czasów wojen polsko-węgierskich w drugiej połowie XV wieku. Warto pamiętać, że w średniowieczu nie korzystano z powozów dla przewożenia ludzi, bowiem podróżowały głównie kobiety, duchowni oraz książęta.
Mieszkańcy Kocs przekonują, że w rzeczywistości do lokalnych rzemieślników należy główna zasługa rozwoju kocsi. Inną rozpowszechnioną legendą było to, że to właśnie mieszkańcy Kocs produkowali powozy dla dworu królewskiego. W rozprawach historyczno-etnograficznych wspominany jest Giovanni Gozzadini, uczony z Bolonii, który potwierdził węgierskie pochodzenie tego typu pojazdu oraz jego nazwy od Kocs w swej książce już w 1863 r. Ciekawe, że sami Węgrzy dyskutowali na ten temat jeszcze do początku XX wieku. Badacze dziejów transportu europejskiego stwierdzili zatem, że kocsi świetnie się nadawał i był wykorzystywany przez różnych pasażerów w długich podróżach, a z drugiej strony, jako poczta konna z Budy do Wiednia. Dlatego rozpowszechnił się najpierw we Włoszech i w Austrii, a potem w pozostałych krajach.
Specyficzną cechą pojazdu z Kocs były jego zakrzywione boki, wyższe od tyłu, tam gdzie siadały osoby o wyższym statusie, i niższe z przodu, gdzie znajdowały się osoby o niższym statusie czy służba. W XVII wieku oryginalny wóz kocsi został jednak zastąpiony przez również węgierski (jak twierdzą sami Węgrzy w oparciu o różne źródła historyczne) wynalazek – resorowaną karetę – pojazd najpierw zawieszany na pasach, potem na żelaznych łańcuchach lub podwójnych skórzanych resorach. W Polsce, na przykład, dał nazwę licznym odmianom lekkich, resorowanych spacerowych pojazdów w XIX w.
Generalnie później sam termin kocsi dalej był używany do różnych typów pojazdów czterokołowych lub również do określenia osób, które powoziły, bez odniesienia do pojazdu z Kocs z jego specyficzną konstrukcją i wyglądem. Ten ostatni do początku XX wieku lub nawet później był aktywnie wykorzystywany tylko przez chłopów. Węgierski cech woźniców zachował swoje tradycje, zwyczajowe ubrania i wygląd do lat 30. XX wieku, a później zaniknął pod wpływem rozwoju kolei oraz drugiej wojny światowej.
Obecnie kocsi i ogólnie kultura związana z rozwojem różnych środków transportu na Węgrzech pojawia na Festiwalu Nemzetközi Kocsitoló Fesztivál, gdzie 5-osobowe zespoły z różnych regionów Węgier, Słowacji, Włoch i innych krajów mierzą się siłami w pchaniu na czas 360-kilogramowych wozów na odległość 1800 m. Podobne zawody organizowane są również w ramach narodowych wyścigów konnych w Budapeszcie (koniec września).