Coraz większy boom turystyczny nie jest pozbawiony konsekwencji społecznych i środowiskowych. Im bardziej egzotyczne kraje, tym większe koszty ponoszą przyjmując turystów. Tym większy procent degradacji ekosystemu i tym więcej odpadów generują właśnie przyjezdni.
Co możemy zrobić żeby przerwać tą spiralę? Przy najbliższej podróży spakować się tak, żeby jak najwięcej przedmiotów mieć wielokrotnego użytku i szerokiego zastosowania.
Na dobry początek woda. W 70% składamy się z wody, pić musimy i to sporo, zwłaszcza w ciepłych klimatach do których chętnie podróżujemy. Wiadomo że wygodniej jest wziąć na wycieczkę małe butelki wody a nie dźwigać wielki baniak. Ale im więcej tym małych butelek, tym więcej plastiku do ich wyprodukowania i tym drożej, bo w miejscach turystycznych często płacimy za nie podwójnie. Owszem, możemy rozlać wodę z dużego baniaka, ale butelki PET w większości są jednorazowe i ponowne ich napełnianie nie gwarantuje już czystości wody.
Na szczęście są bidony na wodę z filtrem. A wbrew pozorom w podróży jest wiele opcji żeby taki bidon uzupełnić. Czy to strumień na szlaku, poidełko na ulicy, dystrybutor z wodą w hotelu czy kran z już przefiltrowaną wodą na lotniskach Można też próbować poprosić o wodę albo wrzątek w restauracji czy samemu przegotować ją i ostudzić w hotelowym pokoju. W wielu regionach na świecie nawet woda z kranu jest czysta i zdatna do picia, trzeba tylko upewnić się co do tego u źródła – lokalnej ludności. Bidonów filtrujących wodę jest na rynku coraz więcej, do wyrobu do koloru. A część z nich, jak LifeStraw czy WaterToGo oczyszcza wodę również z niektórych bakterii i pasożytów.
W zimę bidon można swobodnie zamienić na kubek termiczny. Szczelnie zamykany, ze stali nierdzewnej lub aluminium zatrzymuje ciepło dużo dłużej niż papierowy kubek z kawiarni. A w niektórych sieciówkach przy zakupie napoju do własnego naczynia możemy dostać nawet rabat.
Skoro już bidon to i słomka. Dla niektórych picie przez słomkę jest dużo wygodniejsze, zwłaszcza jeśli w napoju są kostki lodu. Ale zamiast używać jednorazowych słomek można zaopatrzyć się w słomki wielokrotnego użytku. Metalowe, bambusowe, proste, łamane, co komu pasuje, chyba w każdym już ulubionym kolorze. Wystarczy zawsze mieć ją przy sobie i nie mieć potem wyrzutów sumienia oglądając w sieci drastyczne filmiki z wyciągania takiej jednorazowej rurki z nozdrza żółwia.
Podobnie ma się sprawa ze sztućcami. Aby uniknąć używania dostępnych na każdym kroku jednorazowych widelców, łyżek i noży, warto zaopatrzyć się w swój własny zestaw wielokrotnego użytku. Istnieją specjalne sztućce podróżne wykonane z aluminium, ze stali albo jeszcze bardziej ekologicznie – z bambusa a nawet słomy pszennej.
Przydatny jest też tzw. spork czyli łyżkowidelec. Może mieć z jednego końca łyżkę, a z drugiego widelec albo dwa w jednym z tej samej strony – łyżkę z 4 krótkimi zębami. Lekki, zaledwie kilkanaście gram, łatwy do utrzymania w czystości i do tego elastyczny, przez co łatwo go zmieścić w najmniejszym nawet pakunku. Jak dla mnie świetna alternatywa dla tradycyjnych sztućców, nie tylko w podróży. Czasami jak zastanowię się, ile osób używało przede mną sztućców w restauracji czy stołówce pracowniczej, to myślę, że warto taki gadżet nosić na co dzień.
Był już bidon, słomka i sztućce, czemu więc nie pójść o krok dalej i nie zabrać serwetki albo ręcznika wielokrotnego użytku? Kiedyś na rynku były tylko takie i ludzie świetnie dawali sobie z nimi radę. Wiem że to już wyższa szkoła jazdy bo trzeba codziennie uprać, ale jak to mówią, dla chcącego nic trudnego.
Nawet chyba najbardziej ekologiczni turyści nie wybierają się na łono natury bez aparatu albo smartfona. A nie ma chyba nic gorszego niż rozładowanie tych sprzętów tuż przed dotarciem do głównego punktu wyprawy, gdzieś z dala od cywilizacji. Bateria słoneczna w wersji mini. Czemu nikt tego wcześniej nie wymyślił? Wystarczy przymocować karabińczykiem do plecaka albo kurtki i ładować bezpłatnie.
Może nie będzie to bardzo szybko, zwłaszcza w pochmurne dni, ale żeby docenić ten sprzęt, trzeba dokładnie zrozumieć jego działanie. Najkorzystniej naładować go tradycyjną metodą przy użyciu gniazdka elektrycznego, a później już tylko przedłużać jego żywotność wystawiając telefon na działanie energii słonecznej. Sam wiesz, że nawet tylko godzina więcej funkcjonowania telefonu może uratować wspomnienia z wyprawy.
A w co ten cały ekwipunek zapakować? Oczywiście w torbę płócienną! Taki prosty a taki mistrzowski wynalazek. Prosta, ekologiczna, wytrzymała, nie zajmująca dużo miejsca. W sprzedaży w prawie każdym dbającym o środowisko sklepie, we wszystkich kolorach tęczy, we wzorach jakie tylko można sobie wyobrazić ale też z opcją zamówienia własnego motywu czy napisu. Może służyć jako docelowy bagaż albo czekać zwinięta na dnie plecaka na niespodziewanie kupione na lokalnym targu dojrzałe mango czy ananasa.
A wypełniona ciuchami w sytuacji ekstremalnej doskonale posłuży jako osobista poduszka 🙂 Ciężko byłoby na tyle sposobów wykorzystać jednorazową reklamówkę. Poza tym trzeba uważać, bo niektóre państwa (np. Zanzibar) odgórnie wprowadzają już zakaz wwożenia plastikowych foliówek. Na granicy zdarzają się restrykcyjne kontrole bagażu pod kątem ich obecności.
Jak spakować się ekologicznie? Ano tak, żeby zmieścić wystarczającą ich liczbę nawet na 2 tygodnie w bagaż podręczny. Jak to zrobić? Każdy ciuch powinien być założony podczas wyjazdu dwa albo trzy razy. W przeciwnym wypadku jest tylko zbędnym balastem. Dobierzmy je więc tak żeby wykorzystywać w różnych zestawach i z różnym przeznaczeniem.
Lepiej 2 cienkie bluzy które możemy nałożyć warstwowo niż jeden grubaśny sweter który zajmie pół plecaka. Koszulkę z długim rękawem możemy założyć pod tą z krótkim, legginsy pod krótkie szorty, a koszulę raz jako okrycie wierzchnie a raz pod ciepłą kurtkę. Dzięki czemu nie musimy np. pakować już cienkiej kurtki. Ale i tak moim skromnym zdaniem najlepszy wybór w podróży to ciuchy sportowe. Są wygodne, łatwo je zrolować w bagażu, nie gniotą się i szybko schną. A to też istotne, bo i ile możemy nie planować prania po drodze, to już na deszcze i ulewy wpływu nie mamy.